Wracam po krótkiej przerwie, w zgodzie ze swoim czuciem i swoim rytmem. Na warsztacie, który prowadziłam dwa tygodnie temu powiedziałam na początku takie ważne dla mnie zdania. Brzmiały one mniej więcej tak: Nie jestem od Was lepsza, tylko dlatego, że to ja prowadzę ten warsztat. Ja wiem coś innego i mam inne doświadczenia niż Wy, a wszyscy jesteśmy tu po to żeby się tym wymienić i podzielić. Ja jestem w innym miejscu tej samej drogi i każdy z Was jest w innym miejscu, ale to znowu nie znaczy, że ktoś jest dalej labo bliżej, czyli, że jeden jest lepszy od drugiego.

Od niedawna zaczynam to naprawdę czuć i rozumieć, że to ciągle porównywanie się i konkurowanie ze sobą, czego uczymy się od najmłodszych lat prowadzi często do frustracji, żalu, rozgoryczenia a nawet stanów lękowych i depresyjnych. A to wszystko dlatego, że patrząc na samych siebie przez pryzmat tych porównań i konkurowania, zaczynamy wierzyć w kłamstwa, a te kłamstwa powodują cierpienie.

Pewnie już o tym pisałam, a Ci z Was którzy odwiedzili moją stronę może czytali moje hasło przewodnie, który towarzyszy mi codziennie i w życiu i w pracy, że obnażenie fałszu, który powoduje cierpienie to najkrótsza droga aby zobaczyć co tak naprawdę jest możliwe. Codziennie dostaje potwierdzenie tej tezy i codziennie nie tylko ja ale moi Klienci przekonują się o tym na własnej skórze.

Niedawno trafiłam na Instagramie na fragment filmu, niestety nie znam jego tytułu, w którym mężczyzna, zapytany przez kobietę (być może terapeutkę, co wynikało ze sceny) o największe kłamstwo jakie usłyszał, odpowiada: „TO NIE TAKIE PROSTE”. Kiedy kobieta pyta jaka jest prawda, mężczyzna odpowiada: „ŻE TO PROSTE”. Może zastanawiacie się co jest albo nie jest proste według bohatera tej sceny, jego rozmówczyni też była ciekawa, co ma na myśli, a on powiedział: „TO WSZYSTKO”. A ja mogę się tylko domyślać, że chodziło mu po prostu o życie.

Bardzo mnie poruszyła ta scena, bo ja też kiedyś wierzyłam, że to życie nie jest takie proste. Kiedy słuchamy tych wszystkich gadających z ekranów telewizorów i smartfonów, tak zwanych mądrych głów, których wypowiedzi wywołują często wiele skrajnych emocji, ale przede wszystkim strach, zaczynamy wierzyć, że życie jest trudne, wymaga ciągłej walki, pracy, poświeceń, wyrzeczeń. Wierzymy, że potrzebujemy rzeczy, które kupujemy choć nas na to nie stać a potem z nich nie korzystamy bo nie mamy czasu i z dnia na dzień stajemy się jak te chomiki w swoich kołowrotkach.

Dlatego dziś taki tytuł, bo kiedy w końcu na chwilę udało mi się zatrzymać i trafiłam na ludzi, książki, miejsca, w których te kłamstwa zaczęły tracić na sile i pomimo lęku moja ciekawość tego, co jest po drugiej stronie prowadziła mnie dalej, zrozumiałam, że moje życie było iluzją. Zbudowałam domek z kart na grząskim gruncie wierząc, że osiągnęłam sukces, bo miałam umowę o pracę na czas nieokreślony (co miało być gwarancją stabilności i bezpieczeństwa), własny samochód (który mało palił i maił tanie ubezpieczenie) i dorobiłam się własnego mieszania ( co sprawiało, że stałam się samowystarczalną dorosłą kobietą). Jednym słowem SUKCES przez duże S, spełnienie marzeń.

Może za tydzień napisze co było dalej, jeśli jesteście ciekawi, choć część z Was wie z mojego pierwszego webinaru jak gwarancja stabilności zamieniła się z gruzy, pod którymi o mały włos nie upadłam i ja. Poza tym, czuję, że to dopiero wstęp do tego zwyczajnego życia zwykłej dziewczyny.