Dziś rano obudziłam się z wielką wdzięcznością za to kim się staje, za to gdzie jestem zarówno fizycznie jak i w kontekście wielowymiarowym, jak się czuje (pomimo zakwasów wszędzie 😊) i za to kto mnie otacza.
Chcę się podzielić dziś tą energią obfitości, wdzięczności i miłości, która pojawia się coraz częściej samoistnie i naturalnie. I mimo, że doświadczam tych stanów od dłuższego czasu to nadal mnie to zaskakuje i wypełnia szczęściem. Fascynuje i jednocześnie przypomina o dawnych lękach, schematach i programach, z których nadal się wygrzebuję.
I to wymaga wielkiej odwagi, determinacji i mocy, bo to jest cholernie trudne. Nauczyć się żyć łatwo i z lekkością, gdy przez pierwsze 20, 30, 50 lat żyłeś w ograniczeniu swoich niewspierających, delikatnie mówiąc, wzorców i przekonań.
Kiedy przez większość życia zmagałeś się z ciężarem przejętym od rodziców, z brakiem miłości, nadodpowiedzialnością, traumą… Większość Polaków jak to wczoraj powiedziała Iza Kopp-Pietrzak, jest w domów DDD i DDA, czyli dysfunkcja to jest to co znamy najlepiej. Trud i cierpienie to to w czym czujemy się bezpiecznie, jakiż to paradoks.
I potem przychodzi dzień, w którym masz dość i czujesz, że można inaczej, bo koledze się udało, bo masz fajną pracę i możesz sobie pozwolić na wakacje raz w roku i jest wspaniale przez tydzień lub dwa. A potem to też przestaje wystarczać.
Budzi się w Tobie pragnienie, z którym każdy z nas się rodzi. Pragnienie życia w pełni, w miłości, dostatku i spokoju.
I tu zaczyna się praca, bo te stare schematy mają zadanie nas chronić i robią to! Chronią nas przed zmianą nawet jeśli wiemy świadomie, że to dobra zmiana. I to na początku może być jak syzyfowa praca bo wkładasz w to mnóstwo energii i nic nie działa. Niestety wiem to z własnego doświadczenia, że szukamy tego szczęścia, często po omacku, próbując szkoleń, kursów, książek, medytacji, wyjazdów… Że trzeba przeżyć te emocje, czasem leżąc w samotności na dywanie, wijąc się z bólu i wiedząc, że nikt nie przyniesie Ci chusteczki ani nie przytuli. Dobra wiadomość jest taka, że możesz to zrobić sama / sam.
I nie powiem, że jest magiczna tabletka albo tajemna technika, która zmienia życie w 24 godziny, ale w ciągu tych 24 godzin możesz wykonać pierwszy krok do nowego życia.
Jedyne co musisz zrobić to pozwolić sobie siebie usłyszeć, pobyć ze sobą sam na sam i odnaleźć/ usłyszeć prawdę. Przyznać się co jest dla Ciebie dobre, a co nie, co Ci służy, a co nie.
To wymaga jak już wspomniałam ogromnej odwagi, dlatego nie bój się prosić o pomoc i wsparcie. Najlepiej tych, którzy największe wyboje mają już zaliczone kilka razy i wiedzą jak się podnosić, a nie tych, którzy siedzą na kanapie i oszukują się, że mają dobre życie.